Zasłyszane #1

Co tydzień w czwartek, będę publikować muzykę, która towarzyszyła mi przez ostatnie dni. Nie zawsze musicie się spodziewać jakichś perełek, czy nowości, ale na pewno będą to listy , które warto posłuchać.. z jakiegoś powodu.

Miłego słuchania !

Jak (nie) być artystą

Jest tak wielu ludzi, którzy uważają, że mogliby być w tym momencie w innym miejscu. Wielu z nich minęło się z powołaniem kompletnie, poszli studiować fizykę, a marzą o malowaniu obrazów . Nie mówię o jednostkach, mogłabym powiedzieć, że mówię nawet o zjawisku. Tak więc w tym całym bałaganie, należy zadać sobie pytanie – dlaczego tak się stało ?

Dajmy na to, mamy Grażynkę. Miłą dziewczynę, która pracuje jako sekretarka, studiuje ekonomię, jej plany na przyszłość to praca może księgowej, może jakieś „urzędniczki”. Nie wie dokładnie. Byleby dało się żyć, utrzymać dzieci, opłacić kredyt na mieszkanie i raz na rok pojechać na wakacje,  no bo tak się robi, niby to relaksuje… Grażynka chciałaby pisać. Jest bardzo wrażliwa, potrafi rozgryźć drugiego człowieka interesuje ją psychologia, czyta dużo książek. No, ale cóż, traktuje to tylko jako zainteresowanie. Czasami coś skrobnie. Niestety, to jest bardzo rzadko, a później i tak chowa to do szuflady. Twierdzi , że przecież nie poświęci kariery (?) , życia, przyszłości dla czegoś, do czego najprawdopodobniej nie ma talentu. I co najważniejsze – przecież pisanie jest nieopłacalne. Nie może zawieść rodziców, którzy pragnęli, aby jej córka była wykształcona. Poza tym, Grażynka twierdzi, że rzadko ma wenę do pisania.

W moim brzuchu zawrzało. Nienawidzę tego słowa. WENA.

Pisarze, malarze, aktorzy, muzycy – to nie są osoby, które tworzyły TYLKO I WYŁĄCZNIE wtedy kiedy miały wenę.

Obalcie sobie ten mit w głowie. Chcąc osiągnąć coś w sztuce szeroko pojętej, musisz ciągle się kształcić. Co zrobić, żeby w ogóle podjąć decyzję o tym, że chcemy robić coś całkiem innego ?

Wróćmy do Grażynki. Grażynka ma w przekonaniu jej rodziców iść na studia, ułożyć sobie życie, mieć dzieci męża, kredyt… Zrobić to co robi każda przeciętna, niezbyt ciekawa osoba. Przepraszam za te stwierdzenie. Dlaczego rodzice Grażynki, chcą aby tak się stało ? Jest kilka opcji.

Po pierwsze są to niespełnione ambicje. Mama Grażynki ciągle pracuje w sklepie, w którym pachnie PRL-em, a jej tatuś, elektryk, mimo iż świetnie sobie poradził po technikum, bez wyższego wykształcenia , jest święcie przekonany , że studia są furtką do lepszego życia. Nie wiem , kto rozpuścił ta plotę.

Po drugie – zakorzenione przekonania. Zapożyczone najprawdopodobniej  od rodziców, albo charakterystyczne dla danego pokolenia.

 

Grażynko, uświadom sobie , że nie zostałaś stworzona przez rodziców po to, aby mówili ci co masz robić, a co gorsza, wpędzali w poczucie winy, że nie robisz tego, czego oni oczekiwali. Chrzanić to. Nie tak rodzice powinni się zachowywać. Może warto im to delikatnie wyperswadować ? Rodzice powinni dać ci wolną rękę w wyborze ścieżki życiowej ( o ile nie chcesz zostać kieszonkowcem, albo nożownikiem ) i pozwolić, abyś ty o tym decydowała. Nie mogą cię trzymać jak psa na uwięzi. Nawet jeśli chodzi o psa, nie miałabym sumienia, aby go trzymać krótko, i pociągać za smycz… co chwila.

Grażynka musi porzucić wszelkie myśli, że jest do kitu itd., i przede wszystkim mieć głęboko gdzieś opinie innych na ten temat. Oto kilka rad ode mnie , co powinna robić, aby (nie)zostać pisarką.

1. Żyj w bałaganie. Bałagan to wyznacznik bycia artystą.

2. Zawsze słuchaj się opinii innych.

3. Nie notuj pomysłów, przecież je zapamiętasz.

4. Trzymaj się kurczowo jednych pomysłów.

5. Nie ucz się jak pisać. Przecież to naturalny dar, powinnaś to umieć ! Jeśli nie umiesz, rzuć to.

6. Nie wychodź z domu, nie marnuj czasu na przygody i poznawanie nowych ludzi. Jeszcze kogoś poznasz, kto nie daj boże zabierze ci czas na pisanie.

7. Pij dużo alkoholu, który pobudza kreatywność

8. Nie jesteś zdolny do odczuwania szczęścia, inaczej nie mógłbyś tworzyć. Wzoruj się na Werterze.

9. Staraj się na siłę być dziwny i ekscentryczny.

10.  Kopiuj swoich idoli, tylko wtedy osiągniesz perfekcję.

Dodam jeszcze moją wisienkę na torcie:

11. Pamiętaj, że to nie jest poświęcenie. To przychodzi łatwo. Wystarczy pisać pół godziny dziennie, śpiewać na karaoke i tańczyć w klubie, żeby ktoś cię zauważył. I pod żadnym warunkiem nie rezygnuj z pełnego etatu , ani z aktualnej pracy. Przecież musisz mieć pieniądze na swoje zachcianki!

Jednak wszystko zaczyna się od decyzji. Czy chcę poświecić dla tego całe życie ?

Pozdrawiam cię Grażka i życzę ci wszystkiego dobrego.

4 Filmy , które warto obejrzeć więcej niż jeden raz.

Wyskakując z pytaniem do mojego faceta, jakie filmy warto obejrzeć po raz drugi, a później po raz kolejny i dziesiąty, usłyszałam w odpowiedzi same klasyki. Takie rankingi możecie znaleźć wszędzie. Bez sensu to powielać. Przedstawiam wam 4 filmy, które według mnie powinno się obejrzeć kilkukrotnie i dlaczego. Kolejność przypadkowa.

1. O PÓŁNOCY W PARYŻU.

Allen. Jedno słowo, które mogłoby zastąpić zbędną pisaninę, ale nie! Ten film, ma w sobie coś tak magicznego i przyciągającego, że półtorej godziny mija jak pół godziny. Akcja dzieje się w Paryżu, do którego przyjeżdża początkujący pisarz, Gil Pender (Owen Wilson) wraz ze swoją narzeczoną Inez (Reachel McAdams). Planują ślub. Jednak to miasto sprawi, że ich drogi się rozejdą. Na szczęście ! Inez to kobieta, która jest całkowicie odmienna charakterem do Gila. Tak naprawdę więcej uwagi poświęca dawnej znajomości z Paulem, ” znawcą od wszystkiego”, niż swojemu narzeczonemu. Co więcej, nie za bardzo wspiera go w jego zmaganiach z napisaniem książki. Gil mając dość wieczorków z jej nadętymi rodzicami i z panem wszechwiedzącym, udaje się na spacer po Paryżu. Gdy wybija północ, zostaje zabrany przez nadjeżdżający wóz, pełen rozbawionych ludzi. Gil przenosi się w czasie do lat 20 XX wieku – do „złotego wieku”, do czasów w których chciałby żyć, do czasów, gdzie żyli i tworzyli ci, którymi się fascynuje. Poznaje Scotta i Zeldę Fitzgeraldów , Hemingwaya, Salvadora Dali, Picassa, Gertrudę Stein, Cola Portera i innych. Na początku patrzy na to wszystko z niedowierzaniem , jednak później cieszy się z tego co się dzieje jak małe dziecko. W szczególności , gdy poznaje Adrianę ( Marion Cotillard ) eteryczną piękność, która pragnie jak Gil przenieść się w czasie.

Obrazek

Dlaczego ten film?

* Allen idealnie odtworzył klimat Paryża lat 20, ówczesnego ośrodka kultury. W tych czasach bawili tam najwięksi. To czaruje, sprawia, że chciałoby się tam być razem z Gilem. Paryż do zakochania.
* Ogólny klimat filmu – dość przyjemny, lekki, moim zdaniem niosący nadzieję dla podniszczonych marzeń.
* Muzyka. Cole Porter, Josephine Baker, Sindey Bechet. Utwór , który mną owładnął : gitarowe Bistro Fada.
* Przesłanie. jednym zdaniem – Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Reżyseria i scenariusz – Woody Allen. Rok 2011. Czas trwania – 1 godz 40 min.

2. NIETYKALNI

Szczerze wątpię, że komukolwiek trzeba przedstawiać ten film, ale chociaż pokrótce. Akcja filmu rozgrywa się również w Paryżu, jednak świat tu ukazany, przedstawia się całkiem inaczej. Przedmieścia zajęte przez blokowiska, które mało mają wspólnego z kulturą, a więcej z biedą to świat w którym wychował się Driss ( Omar Sy ). Ten czarnoskóry chłopak, który niedawno wyszedł z więzienia, staję się pomocą dla sparaliżowanego milionera – Philippe (). Zderzenie dwóch światów, które ukazane jest choćby w scenie, kiedy Driss „ożywia” przyjęcie urodzinowe Philippe i porywa gości do tańca, niesamowita więź, która zrodzi się między nimi, przełamywanie barier sparaliżowanego wdowca – jako mężczyzny, jako ojca, dopełnione obrazami jazdy nocą przy muzyce świetnego Ludovico Einaudiego, jest jak wielki haust wolności. Widzimy jak Philippe się otwiera, aby czerpać z życia więcej. My też oglądając te sceny, chcemy złamać jakieś wewnętrzne bariery. Historia, która wydarzyła się naprawdę. Można śmiało nazwać to komedią, choćby po części.  Tego nie da się obejrzeć raz.

Obrazek

Dlaczego ten film?

* Muzyka. Numer jeden , bez wątpienia. To, jak doskonale wtapia się w film. Jakby to było jedno. Nierozerwalne, osobno nie funkcjonuje.
* Temat, który chwyci za serce każdego. Nawet jeśli wydawało ci się , że masz serducho z kamienia. Ten film cię rozmiękczy. Moim zdaniem to dlatego, że dotyka ważnych problemów takich jak rodzina, pieniądze, choroba. Coś z czym musimy zmierzyć się na co dzień.
* Niesamowita gra aktorska. Omar Sy gładko przechodzi ze scen dramatycznych, w komediowe.
* Chcemy oglądać ten film raz jeszcze, bo chcemy przeżyć to wszystko raz jeszcze. Zobaczyć, że można, bo przecież ta historia wydarzyła się naprawdę . Przyjaźń między czarnoskórym byłym więźniem i francuskim milionerem. Człowiek zrobi wiele , aby zobaczyć taką historię.

Reżyseria i scenariusz – Olivier Nakache Eric Toledano Rok 2011 Czas trwania 1 godz 52 min

3. WIELKI GATSBY.

O matko, i tu znów pojawia się moja słabość. Lata 20, scenariusz na podstawie powieści Scotta Fitzgeralda. Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Nick Carraway przeprowadza się do mieszkania sąsiadującego z posiadłością Jaya Gatsby’ego. Na początku nie wie kim on jest. Wiele słyszy się o imprezach wydawanych przez niego, ale ponoć – nikt go nie widział. Nick pragnie poznać swojego sąsiada, który stale go obserwuje – bynajmniej ma takie wrażenie. Pewnego dnia otrzymuje zaproszenie do Gatsby’ego na przyjęcie. Będąc już w jego posiadłości, zauważa, że nikt nie otrzymał żadnego zaproszenia. Wszyscy po prostu się pchają na oślep. Jest zaszczycony, ale nie wie dlaczego został „wybrany”. Gatsby podchodzi do niego podczas przyjęcia. Wyjawia mu z czasem, że chciałby , aby Nick wyświadczył mu przysługę. Chodzi o jego kuzynkę Daisy, jego dawną miłośc, a teraz – żonę Toma Buchanana. Chcę ją spotkać. Film mówi głównie o wielkim zapatrzeniu Gatsby’ego w Daisy. Ślepym, bowiem nie chce dostrzegać tego, że w ciągu pięciu lat odkąd się nie widzieli, jej życie się zmieniło. Wyszła za mąż. Mimo tego, że ich miłość nadal jest gorąca i prawdziwa, nie może już być spełniona. Daisy jest żoną i matką, zapomniała o Jayu przez ten czas. On natomiast przez te wszystkie lata, kiedy urządzał przyjęcia , robił to tylko pod jednym pretekstem – liczył na to , że pojawi się ona… Daisy , jak i inne bohaterki powieści Fitzgeralda, wzorowana jest na jego żonie, Zeldzie. Wykorzystywał on w swoich książkach jej prywatne listy do niego, co czyni film jeszcze bardziej fascynującym.

Obrazek

Dlaczego ten film ?

* Soundtrack . Znowu, wybaczcie.  Muzyka współczesna, która świetnie wpasowała się w klimat lat 20. Dodatkowo- świetnie sprawdza się na imprezie.
* DiCaprio w świetnej formie. Świetna kreacja. Czy tylko ja jestem zmartwiona, że dostał nominację za „Wilka…” a nie za postać Gatsby’ego?
* Czasami człowiek potrzebuje zanurzyć się w świecie fikcji, w oklepanym romansie. Chociaż może nie takim oklepanym. Fitzgerald wiedział co robi. Świetna fabuła, niesamowita czarująca opowieść.
* Reżyseria, scenografia. Obraz omamia człowieka i sprawia, że nie chcesz wyjść z tego świata.

Reżyseria Baz Luhrmann Scenariusz – Baz Luhrmann i Craig Pearce Rok – 2013 Czas trwania – 2 godz 22 min

4. ONA

Ten film to przepowiednia. Theodore Twombly ( Joaquin Phoenix ) to mężczyzna w trakcie załatwiania rozwodu, którego tak naprawdę nie chce. Dalej kocha swoją żoną Catherine ( Rooney Mara ), jednak nie potrafi się z nią już porozumieć. Wyjątkowo wrażliwy , zatrudniony do pisania … listów miłosnych na zlecenie. Tylko , że on nie pisze. On mówi, komputer notuje jego słowa. Postęp technologiczny doprowadził do tego, że możliwe jest kupienie „inteligentnego” oprogramowania, które w miarę użytkowania… rozwija się jakby… intelektualnie. Samantha – tak nazwał ją Theodore, staje się czymś w celu zapełnienia emocjonalnej dziury. Nawiązuje się pomiędzy nimi romans. Wizja przyszłości ukazana w filmie, choć tak bardzo świeżym i przyjemnym, przeraża.
Czy tak będzie to wyglądać za 20, 30 lat ? Ludzie, którzy są analfabetami, ponieważ wszystko robią za nich komputery. Pokolenie ludzi XYZ , którzy są tak zniszczeni przez „inteligentne” urządzenia, że nawet nie potrafią wyczytać emocji z ludzkiej twarzy , a co dopiero… nawiązywać przyjaźnie, kochać …

Obrazek

Dlaczego ten film ?

* Klimat tego filmu jest trochę cukierkowy, może trochę hipsterski, nie wiem, ale jest doskonały. Głównie po to, raz jeszcze obejrzałabym ten film.
* Zagranie mężczyzny zakochanego w komputerze, z całą pewnością nie należy do najprostszych ról . Phoenix wczuł się w rolę, pokazał zakochanie, a później , ból po utracie więzi emocjonalnej.
* Przekaz. To jest najważniejsze. Gdzieś w tym wszystkim gubimy się jeśli chodzi o emocje i relacje. Piszemy smsy, kontaktujemy się przez komunikatory, a zapominamy o najprostszej i najszczerszej rozmowie w cztery oczy. Może warto tego nie stracić ? Nie stracić emocji, człowieczeństwa.

Reżyseria i scenariusz – Spike Jonze Rok 2014 Czas trwania 2 godz 6 min

Otworzyłam oczy i boję się o ciebie i o siebie.

Jechałam wczoraj polskim pociągiem, więc nie opiszę poetycko jego wyglądu, każdy wie i się domyśla. Było już ciemno i zimno przedostawało się z nieszczelnego okna koło którego siedziałam. Chyba coś czytałam, chyba był to Kerouac. Tak, na pewno on, może gdybym, czytała coś innego nie pojęłabym tego, kim jest ten człowiek który miał usiąść naprzeciw mnie.

Wszedł do pociągu stary człowiek, miał znoszoną czapkę i zieloną, workowatą kurtkę. Na pierwszy rzut oka, pomyślałam, ze to bezdomny. Wszedł powoli, nie wywołując żadnego napięcia, szukał miejsca aby usiąść. W ręku trzymał bilet. Usiadł , jak już mówiłam, naprzeciw mnie.Spojrzałam na niego i nie wydawał mi się już brudnym pijakiem ( jak pomyślałam na początku). Nie czułam nieprzyjemnego zapachu, był wręcz przeciwnie, bardzo czysty. Miał plecak, który zawiązywał się jak worek. Nosił przetarte od chodzenia jasne dżinsy i był ogolony – zostawił tylko wąs.Raczej był dość szczupły tylko ta kurtka z ogromnym kożuchem wyglądała jakby była o kilka rozmiarów za duża. Spoglądałam na niego, bo naprawdę zaszokowałam się. Jeszcze nie byłam pewna czym. Nie był raczej biedny, bynajmniej tak się nie zachowywał. Biła od niego prostota. Skromność. Przypadkiem spotkałam jego wzrok i zobaczyłam spokojne, szczere oczy. Bardzo przyjemne. Takie…prawdziwe. Nie widziałam chyba nigdy takich oczu !

Chyba musiałam mu się nadzwyczajnie przyglądać, bo po prostu się przesiadł. Rozumiecie ? Widać , że po prostu coś mu przeszkadzało i chciał się przesiąść. Nawet przez chwilę chyba nie pomyślał co ja o nim będę sądzić, a  ja i tak wyczytałam już z niego większość. Był otwartą książką. Był sobą i jego charakter nie był niczym maskowany, to wszystko biło od niego jasnym światłem. Tylko wystarczyło umieć czytać z człowieka jak z książki.

Usiadł sobie tam spokojnie, i zauważyłam , że jest niczym jakiś mnich, albo wyznawca buddyzmu. Spokój, opanowanie, MINIMALIZM. Wszystko czego potrzebował miał przy sobie. W swojej wielkiej kurtce. Pięknie, precyzyjnie złożył bilet jakby to była chwila , którą trzeba czcić. Z resztą, wyglądało, jakby każdy moment traktował z wielkim szacunkiem. Z jednej kieszeni wystawał długopis, z drugiej etui . Wyciągnął z niego okulary i zaczął przecierać chusteczką. Nałożył je i wyciągnął „zza pazuchy” małą, lekko zniszczoną książkę. Myślałam, że to modlitewnik. Może to był modlitewnik. Chociaż później zerkając, zauważyłam, że chyba musiał czytać jakiś dramat. Może to był dramat romantyczny ? Nie wiem, ale książka była porządnie stara…

 

Na jego twarzy nie widać było żadnych zmartwień. Nie zastanawiał się zbyt długo, po prostu wiedziałam , że żyje ze sobą w zgodzie. Potrzebuje tak mało do szczęścia. Jest po prostu piękny w swej prostocie. Spojrzałam jeszcze raz na niego , później na siebie. Skupuję bezsensowne rzeczy, całkiem nieprzydatne, oszukuję siebie, że mam otwarty umysł, zamiast słuchać paplam, albo udaję , że słucham ,a tak naprawdę czekam na swoją kolej, aby wygłosić swoje poglądy. Mam wszystkiego za dużo, za dużo jem i za dużo robię bezsensownych i niepożytecznych rzeczy, zamiast skupić się na tym, czego naprawdę pragnę. Mało się modlę, nie celebruję życia. Wmawiam sobie, że korzystam z internetu w dobry sposób, gdzie potrafię obejrzeć 15 stron na kwejku na raz i kilka razy dziennie sprawdzać fejsbuka, nawet w telefonie. Pragnę wrócić do lat 20 XX wieku, a padłam ofiarą konsumpcjonizmu. Mam w sobie tyle sprzeczności, że to nie pojęte. Jestem mało prawdziwa…

Nie neguję postępu , smartphonów i internetu. Ale, ja wolę chyba jak ten dziadek. Na pewno nie jak dziewczyna siedząca za mną. Ze słuchawkami w uszach i tabletem, który spełnia większość jej potrzeb. Kurczę, nawet o drogę nie potrafimy zapytać, tylko używamy nawigacji. Nie możemy wyjść na miasto, do restauracji czy kawiarni bez uprzedniego sprawdzenia opinii o niej w internecie. Nie robimy już spontanicznych rzeczy, brakuje nam czasu na samotne spacery o 7 rano.Gdzie wtedy tak naprawdę jest najcudowniej, na przykład nad morzem, albo w lesie…

Obrazek

Ten człowiek, skromny, niczym się na pozór nie wyróżniający, nauczył mnie wiele. Albo inaczej – wiele mi uświadomił. A wiecie co? Nie zamieniłam z nim ani słowa.

Jesteś zwykłą gruszką

Wiem, że wiele blogów, książek i obrazków w internetach , mówi ci, że jesteś wyjątkowy. Sama kiedyś starałam się sobie to wmówić, i prawda jest taka , że to nawet działało. Byłam mega ważna dla siebie, dla znajomych, byłam ciekawa ( chyba ) dla innych, bo byłam ciekawa dla siebie. Dalej staram się tak myśleć, mimo , że czasami dopadają mnie dni dziwnej rutyny, małej depresji. No, ale chyba każdy to ma. I bycie dla siebie kimś wielkim, jest w porządku jeśli nie kończy się tylko na tym , że uważasz , że możesz odpocząć i nie trudzić się, bo jesteś świetny. Wiesz czemu ? A to dlatego, że jesteś zwykłą gruszką w sadzie. Jesteś jakąś tam gruszką na gruszy, których to grusz jest  od groma w jednym sadzie, a co dopiero w mieście, kraju czy na świecie. Może ktoś cię zerwie, może się tobą zachwyci, zje, zapomni. Fajnie , jak ktoś zachwyca się twoją gruszą , albo sadem ze względu na ciebie, albo na to jaki masz wpływ na gruszki. Oh, jak gruszkowo. Rzecz w tym, że funkcjonujemy w społeczeństwie, gdzie każda jednostka , czyt. gruszka , chce być wyjątkowa. I co jak sobie taka wmówi, że jest najlepsza, że nie jest byle kim, a ktoś zburzy jej wizję ? Załamie się, stanie w miejscu i do końca życia nie zrobi ze sobą za wiele.

Podążanie za marzeniami, za karierą, w dużej mierze wygląda jak wyścig szczurów. Nawet w jakiejś podrzędnej firmie, gdzie w grę wchodzą psie pieniądze. Musimy pamiętać, że możemy dużo, ale nie możemy winić innych za to, że nas skrytykują, albo , że są lepsi. W ich oczach jesteśmy albo zwykłymi ludźmi, albo przeszkodami. Dobrze jak jesteśmy tym drugim. Rzadko jesteśmy kimś, kogo wezmą za autorytet, a co dopiero za kogoś niezwykłego. Musimy na to sobie zapracować, ustać obok siebie i zapytać siebie, obiektywnie, jakie śrubki można podkręcić, aby nasz organizm funkcjonujący jako człowiek pod imieniem X, stawał się kimś lepszym. Nie ma co trzymać się sztywno swojej wizji, czasami warto iść na kompromis, albo ulec czemuś, co ma na celu nam pomóc. Na przykład zrobić kurs, który będzie przydatny, bądź uczyć się języka, który pomoże nam wspiąć się wyżej. Nie zawsze droga do sukcesu jest usłana kwiatkami, a w tle nie zawsze słychać zawsze piękne dopingujące melodie orkiestrowe niczym w filmie. Trzeba się potknąć, trzeba pocierpieć, próbować wszystkiego i na samym końcu móc usłyszeć od kogoś, że jest się wyjątkowym. I wiedząc, że za tymi słowami kryją się realne, konsekwentne działania.

 

A może się mylę ?

Obrazek

ale jesteś gruszką

Nie idę na studia, bo ciocia tak chce.

Jestem prawie rok po maturze, i październikowy ból serca, spowodowany masówką studenciaków minął. Nie, nie studiuję w tym momencie, kończę pewną dodatkową szkołę. Jednak byłam głodna wiedzy, jak wspomniałam. Chciałam się dokształcać, tym bardziej, że wyjechałam z rodzinnego miasta i wszystko wydawało się  takie interesujące, ciekawe. Chciałam studiować, bo zatęskniłam za nauką. W trakcie tego roku wymyśliłam masę kierunków , szkół, do których mogę iść. No, niestety nic nie dawało mi tej iskry w żołądku, nie dostawałam dreszczy, nie byłam pewna, czy to właśnie to chcę robić w życiu. Aż w końcu po prostu pierdolnęłam książkę przygotowującą mnie do językowego egzaminu i powiedziałam : „Julka, sabotujesz swoje marzenia”. Auć. Nie chcesz iść na psychologię, pomimo , że się nią interesujesz. Nie chcesz studiować komunikacji i mediów, bo nie przepadasz tak na prawdę za tym środkiem przekazu. Za to zastanowiłam się co kocham, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie prawdziwe, moje cudowne życie. Pierwsza myśl : cicha chatka, małe , ale jakże przytulne biurko z jakimiś klamotami, brudnopisami, i ja z maszyną do pisania albo laptopem. Koło mnie wielka szafa książek – moich inspiracji. A ja? Piszę sobie scenariusz, wiersz, czy jakąś biografię. Hm, trochę mi jednak za mało. Chcę w piątki wieczorem śpiewać folkowe i soulowe piosenki w barach. Nie oczekuję w tym kierunku wiele, ale tego bardzo chcę. I w sumie, nie kręci mnie zdobywanie wiedzy takiej, jaką mi narzucą, tylko takiej, jaką chcę zdobywać ! Chcę sama się kształcić, niewykluczone , że zrobić jakieś mniejsze kursy, które mogą być przydatne. Wiem, że czeka mnie sporo pracy, ale czemu nie ? Nie pójdę na studia, aby zaspokoić pragnienia mamy, babci czy cioci. Niech sobie zaspokajają swoje. „dobrze by było, żebyś coś zrobiła” Spokojnie, zamierzam coś zrobić. Ze swoim życiem. I to dużo.

Po prostu nie uważam , że droga do kariery prowadzi przez studia. Jak słyszę, jakich mamy studentów to nie dziwię się , że nie mogą znaleźć pracy. Moim zdaniem jak zapisujesz się już na jakiś kierunek , to z pasji, a nie dlatego, że będzie po tym praca. Przecież to absurd.

A ja wezmę swoje życie i sobie je ułożę jak mi zachce, o !

Obrazek

Powrót do …

Siedzę sobie w to niedzielne przedpołudnie w domu. Myślę o tym, że nie będzie leniwe, że muszę przecież przygotować sobie i to i to i jeszcze tamto, bo jutro zaczynam tydzień pełen pracy. Myślę o jakiejś motywacji, może inspiracji. Przeglądam internet w laptopie. Uczę się języka ze stron internetowych. Później przeglądam internet w telefonie. Muzyka gra głośno, ciągle szukam czegoś nowego, jakiegoś zespołu, który w końcu nie poruszy. Przeglądam tysiące zespołów w internecie. Przesłuchuję i wyłączam. Co chwilę sprawdzam pogodę i pocztę. Szukam sposobów jak schudnąć i co robić, aby nie jeść świństw i słodyczy. Całe szczęście nie czytam wiadomości, ani ich nie oglądam, bo nie kupuje tego typu gazet, ani nie mam telewizora ( chwała !!! ).

Ale jest moment kiedy się zatrzymuję i przytłacza mnie ten cały pęd i przepych. Stwierdzam, że wszystkiego mam pod dostatkiem, a nawet, mam tego za dużo. Jest to straszne, ponieważ nie jestem jeszcze w momencie w życiu, kiedy chciałabym ustać i powiedzieć : hm, jest mi dobrze, mam karierę, rodzinę, przyjaciół i pieniądze. Chociaż nie wiem, czy w życiu człowieka w ogóle istnieje taki moment. Kiedy następuje ta chwila zatrzymania, jestem w szoku. To dzieje się wtedy kiedy potrzebuję więcej niż mam. I doceniam to. Wiecie, można to poczuć, kiedy milkną odgłosy w domu, jest cisza i spokój, a pralka jest włączona. Jakby w oddali słyszysz tykanie zegara. Boże, jak bardzo bym chciała mieć zegar! Jak za czasów dzieciństwa. Najlepiej niech pochodzi z XIX wieku i wygrywa melodię co godzinę. Bajka ! Jednak mój budzik ze smartphona nie wydaje takich odgłosów. Ma natomiast tą przerażającą opcję, która sprawia, że wcale nie czuję się bardziej wyspana, tylko sfrustrowana , że tak późno wstałam . Jest to drzemka. Koszmar. Chciałabym mieć przyjaciół, którzy przynoszą mi płyty z nowymi zespołami i chciałabym , żeby podniecali się opowiadając mi o tej muzie. Wole to niż serwisy, w których jest wszystko. No, chociaż może poszłabym na kompromis, trochę tego grzebania w Internecie nie zaszkodzi. Jednak, dlaczego już tak się nie ekscytujemy tą prostotą rzeczy ? Chcemy mieć najlepszy samochód, aby pokazać jacy jesteśmy wspaniali, bogaci. Wolę starego garbusa ! Albo nie, wolę rower !!! Chciałabym siedzieć przed domem, takim jak w USA, małym domkiem, w ogródku, albo na ganku, i rozmawiać wieczorem z sąsiadem pijąc ciemne piwo. Chcę słyszeć świerszcze , a popołudnia spędzać pisząc w kafejce. Zamiast tego, włączam coffitivity, co swoją drogą jest ciekawym „wynalazkiem”, ale jak bardzo izoluje mnie od świata. To będę wspominać? Czytanie artykułów z Internetu, oraz pisanie na klawiaturze przy sztucznych , wytworzonych i powtarzających się odgłosach z kawiarni ? Chcę dostawać listy i móc przeczytać je swoim dzieciom. Tak jak ja to robiłam z listami mojej mamy . Ona, do dziś żałuje, że część spaliła. A ja? Nie mam w tym momencie ani JEDNEGO !!! A chciałabym pisać takie na maszynie…Chcę, aby sklepy w niedzielę były zamknięte i abyśmy mogli po obiedzie układać scarbble z rodziną . Chcę, aby młodzi ludzie inaczej patrzyli na imprezy. Nie pod kątem urżnięcia się do nieprzytomności. Fuj, jaki ten następny dzień jest okropny. Chcę, aby w moim domu pachniało sernikiem i dbam o to, aby codziennie był obiad. Chcę spędzać długie godziny w bibliotece. Pragnę, aby na jeden wieczór odcięli mi prąd, abym mogła cieszyć się widokiem i zapachem świec. To mnie nakręca. Nie, postęp technologiczny, który pozwala załatwiać wiele spraw siedząc w pociągu. Ja wolę poznawać ludzi z tego pociągu. Ich historie. Patrzeć im w oczy i zastanawiać się dokąd się udają A później, kto wie, może o tym napisać ?

14 lutego br., do kin wchodzi nominowany do Oscara film „Ona”. Przerażająco rysuje rzeczywistość, która może nadejść. Uważam, że jest to obowiązkowa pozycja, do obejrzenia. Mimo swej lekkości i magii, film skłania do refleksji. Moim zdaniem, niczego mu nie brakuje.

Jeśli taki ma się przedstawiać przyszłość, to ja się wypisuję. Założę jakiś ruch popierający życie w realu, a nie online. To jedyne wyjście dla osoby , która pragnie zajmować się słowem pisanym. Poniekąd również cel, misja. No, bo jaki jest cel pisarza ? Opisujemy życie, to co dzieje się wkoło, jesteśmy bacznymi obserwatorami, patrzymy głęboko w ludzkie serca i widzimy wszystko. Dostrzegamy więcej niż zwykli ludzie i to staramy się przekazać. A co jeśli zatracimy się w tej całej technologii i nie będzie już co przekazywać ? Jakoś zaniknie człowieczeństwo. Odruchy, instynkty, chwile prawdziwej radości i uniesienia.

Nie chcę, aby ktoś zrozumiał mnie źle. Jak najbardziej cieszę się z tego, że świat idzie do przodu. Uważam, że świetnym wynalazkiem jest Internet, i to, że praktycznie każdy teraz może mieć do niego dostęp. Jednak szkoda, aby z tego, co miało nam ułatwiać życie, zrobić swoje własne życie.

Obrazek

 

Dowiedziałeś się dzisiaj, że masz raka ?

Czy dowiedziałeś się dzisiaj , że masz raka ? Nie ? No to szczęściarz z ciebie ! Pewnie teraz siedzisz w jakieś spokojne popołudnie, jesteś po pracy, lub masz wolne, wstałeś dzisiaj późno i na wszystko narzekasz. Albo w sumie, nie robisz nic, tylko sobie siedzisz i bawisz się tym dniem oglądając telewizję i przeglądając portale społecznościowe. Może byłeś wczoraj na imprezie i dzisiaj twój organizm odmawia ci posłuszeństwa, wobec czego dzień masz całkowicie wyjęty z życia. No nie wiem, coś tam sobie robisz, powiedzmy jakoś żyjesz. Narzekasz na to, że zimno, że ciepło, że nie masz wystarczająco dużo pieniędzy, partnera, nie masz zajebistej roboty i siedzisz dziś bezczynnie w domu. Oczywiście nic się nie dzieje, nikt nie chce nigdzie wyjść i takie tam.Płaczesz, że nie masz czasu, czy weny , aby zrobić coś co byś chciał. No ogólnie, wszystko nie idzie tak jak powinno.

To musi być straszne. Jednak nie masz raka. Czy to doceniasz ? Chociaż w jakimś stopniu, czy wstajesz swoimi zdrowymi pełnymi sił nogami  i podziękujesz Bogu, czy jakiemuś innemu stworzeniu za to, że masz się dobrze ?  Mam ostatnio przewrażliwienie na punkcie ludzi, którzy płaczą, że są grubi, a wpieprzają tony żarcia i krzywią się jak bardzo im się nie chce. Od jakiegoś czasu strasznie bolą mnie kolana. Nie wiem co mi jest, ale za bardzo nie mogę się ruszać, nawet spacer sprawia mi ból. Zazdroszczę ci grubasie, nie tego, że masz grubą dupę, ale za to, że masz ją sprawną i możesz się ruszyć. Też bym chciała. Nie to, że nie mogę, oczywiście mogę. Mogę też przeciążyć stawy i trafić z nimi od razu na pogotowie. Mogę też obudzić się w nocy płacząc z bólu. Nie chce ci się biegać ? Wow, jestem tak bardzo wzruszona.

Domyślam się, że ten temat jest dość oklepany i przereklamowany. Tak dużo blogerów piszących o samorozwoju pisze o docenianiu tego co się ma. Jednak co byś zrobił, gdyby dano ci pół roku życia ?

Może pojechałbyś do Włoch, albo do Chin. Zjadłbyś obiad w restauracji nie patrząc na jego cenę. Obejrzałbyś wszystkie najlepsze filmy w historii kina. Spróbowałbyś wysłać scenariusz który kurzy się gdzieś w stercie papierów. Może odważyłbyś się powiedzieć komuś, że go kochasz, albo zadecydować żyć tak jak naprawdę chcesz. Rzuciłbyś te studia, dlatego, że nigdy ich nie chciałeś. Nie dlatego, że zostało ci tak mało czasu. Może kupiłbyś psa i byś częściej się modlił. A może tak najnormalniej w świecie, byłbyś w końcu sobą.

Photo: Stanley Kubrick

 

Życzę ci, abyś odkrył to, bez diagnozy. Powodzenia.

Photo: Stanley Kubrick

Dlaczego piszę?

Rzuciłam dzisiaj okiem na artykuł, którego tytuł mówił : „ Dlaczego piszesz ?” . Z ciekawości kliknęłam w link bloga i chciałam wiedzieć jak do tego się odnosi autor. W sumie, te przykłady które podawał nam jak na talerzu, tak jakby chciał powiedzieć dlaczego mamy pisać, nie były zbyt przekonywujące. Nie chcę ani mieć ogromnej liczby pieniędzy na koncie, nie wiem, czy sprawia to , że czuję się dobrze ( a może sprawia, ale nie jest to powód, dlaczego to robię ), nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek moje słowa miały zmienić świat ( chociaż może to dobra motywacja ), a nawet nie wiem jak miałabym odkryć siebie dzięki temu. Hm, chociaż może jest inaczej, może się mylę? Marzę o tym, aby mnie cytowano, aby moje książki były bestsellerami, aby uważano mnie za inteligentną osobę. Pragnę w przyszłości utrzymywać się z pisania , mieszkać w spokojnej chatce gdzieś nad morzem, albo jeziorem i pięknie ją urządzić. Jednak nie myślę o tym wszystkim jako o fortunie, o tym, że ludzie będą mnie rozpoznawali na ulicach ( w sumie, w przypadku pisarzy, to dość rzadkie ), a wydaje mi się, że gdy już będę pisała , będę spełniona – czyli … odkryję siebie ? Jednak jest coś jeszcze, co bym dodała do tego talerza pomysłów. Siedzi we mnie jakiś mały ludek, który wymyśla ciągle jakieś chwytliwe teksty, dialogi, sentencje. To on, mówi mi, że scena z mojego życia, świetnie wyglądałaby w jakiejś książce. Czasami daje mi reprymendy , że nie piszę. I wtedy czuję się kiepsko. To on, magicznie wie, że takie słowo pisze się w ten sposób, rozdrażnia go , gdy ktoś mówi wziąść ( słownik od razu to poprawia na wziąć !!!! ) i nie wiedzieć skąd ma ortografię w małym palcu. Potrafi wymyśleć w 5 minut wiersz, i później sama się dziwię, skąd mi się wzięły te słowa, które widzę przed oczami. Nie wiem jak to nazwać. Może powołanie to za dużo, a może właśnie tak w sam raz. Może jednak to jest jakaś potrzeba serca, czy duszy. Potrzeba przekazania innym ludziom tego, czego się nauczyłam, albo tego, co zauważyłam, wymyśliłam, pomyślałam. Chyba dlatego piszę. Aha, i jeszcze może dlatego, że lubię.                                                                                                                                                                                                                                                                                                 tumblr_mstcujpaMK1qbv1iro1_1280