Nie robię tego dla kasy

Przeprowadziłam się do Belgii. Zrobiłam duży krok, powiedziałam, że zrobię wszystko po swojemu, że nie chcę kierować swoim życiem, że nie chcę iść pewnymi utartymi ścieżkami, którymi wszyscy chodzą. W wieku 18 lat wyjechałam na rok do Gdańska  i poczułam, że życie marzeń to nie jest życie , kiedy nie mogę w spokoju usiąść i kupić sobie piwa, bo kosztuje tyle co chleb, na który i tak czasami nie było mnie stać. Miałam „doła”, może depresję.

Kończyłam szkołę, dwa lata w jeden rok. Cztery semestry w dwa. Szkołę muzyczną. Naprawdę nie jest łatwo uczyć się grać w przyśpieszonym tempie. Jeszcze kiedy wszyscy przylepiają ci łatkę, że jesteś dość dobry. Zajebista presja, przecież ktoś dość dobry nie może skończyć z 4 na dyplomie z instrumentu. Skończyłam szkołę  na lekkich antydepresantach, bo ostatni miesiąc siedziałam i płakałam. Nie chciało mi się nawet myć. Skończyłam  z wyróżnieniem, jedna szóstka, jedna czwórka (i to nie z instrumentu), reszta piątki. Uff. Przejechałam się na tym, że pracując w gastronomii o 6 rano czy do 6 rano, zapierdalając na słuchawce, za wtedy dla mnie „dość dobre pieniądze na początek”, nie mogłam czasami nawet normalnie z tego wyżyć. Wynajmując 24 metry w dwie osoby. Nie jedząc kawioru, tylko mielone. Miałam duże oczekiwania, a  jedyne co było fajne, jedyne czego się nauczyłam, to to, że ja jestem odpowiedzialna za to co się dzieje. Stwierdziłam – jebie mnie to, nie podoba mi się . Nie idę na studia, przynajmniej nie tutaj. Wyjeżdżam do Belgii! Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Połówka pojechała ze mną, twierdzi , że chce. Do niczego nikogo nie zmuszałam. I wiecie co, chociaż po części zmotywowały mnie do tego pieniądze, nie dlatego tutaj jestem. Chodzi mi o to, żeby mieć na tyle dużo szmalu, żeby móc normalnie żyć, bezstresowo. Bez  żadnych fanaberii, nie chcę mieć luksusów.  Podoba mi się tutaj. TO jest najważniejsze. Chcę pracować na część etatu, i móc spełniać marzenia. Poczuć, że to co robię ma sens.

e66713b38a5718c989c2cce89cd8f6a0

Tego właśnie szukam, pierdolonego sensu, a nie pieniędzy. Mimo, że na razie jest dość ciężko, wszystko się powoli klaruje. Mimo, że nie znałam języka, teraz już dużo rozumiem. Nie myślę o pieniądzach, jako o rozwiązaniu problemów i jako o przepisie na szczęście. Wiem, że mając 1000€  miesięcznie, przeżyję. Zapłacę czynsz, rachunki, będę miała na jedzenie i jeszcze będę mogła odłożyć. I wtedy będę mogła spełniać marzenia, siedzieć w domu, gapić się w monitor , albo w pustą kartkę i codziennie nieudolnie klecić słowa. Do tego nie potrzebuję wiele pieniędzy. A jednak jak myślę o tym, dostaję ciarek na całym ciele. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła większość mojego czasu poświęcić na bloga, na pisanie, na to, aby w przyszłości robić tylko to. Nie myślę , na jakie wakacje pojadę, jaki zajebisty telefon czy telewizor będę miała, albo w jakich restauracjach będę się stołować. Wisi mi to. Nie chcę robić jakichś studiów, dlatego, że się może przydadzą, że warto, bo po tym jest praca. Nie chcę odkładać własnego szczęścia na później, bo cholernie się boję , że mnie pieprzenie dzisiaj autobus. A wtedy, na co było mi to wszystko ? Życie w przeświadczeniu, że kiedyś będzie fajnie ? Nadaje się do wyrzucenia.

Chcę wiedzieć, że robię coś fajnego. Móc zasypiać ze spokojnym sercem. Nie marnować 40 godzin tygodniowo, na pracę , która daje tylko pieniądze i zapełnia jedno miejsce więcej w CV. Chcę się obudzić i widzieć kwiaty przy łóżku. Świeże, z własnego ogródka. Otaczać się ciekawymi ludźmi i pić z nimi wino nocami. Rozmawiać o planach i o marzeniach, nie zaś o ludziach i katastrofach lotniczych. Mieć różowe życie, doceniać to, że żyję, że żyje babcia, ciocia, mama, wujek. Cieszyć się z zakupów na straganie, kupować tylko to, co mi potrzebne. Pić kawę , na spokojnie, na świeżym powietrzu. Zapomnieć o budziku na jakiś czas. Mieć tą niewypowiedzianą radość w sercu, kiedy moje marzenia zaczną się spełniać. Cieszyć się z tego, że siedzę sama w domu. Nie potrzebuję zbyt wiele. Nie myślę o pieniądzach. Są potrzebne, ale aby mieć to, czego chcę, potrzebuje więcej siły i samozaparcia niż tych papierków. I tak naprawdę każdy może podjąć taką decyzję, że od dzisiaj naprawdę skupi się na sobie i nie podzieli się z nikim popcornem w kinie. Pomyśli o tym, aby spełniać swoje marzenia, a nie marzenia rodziców czy innych. Nie będzie myślał o tym, że powinien założyć dom, rodzinę, mieć samochód, stałą pracę, albo , że w ogóle musi coś, bo tak. A co jeśli tego mieć nie będziesz ?

 

To nieprawda, że najważniejsze w życiu jest zdrowie. Najważniejsze jest poczucie sensu.

Wpis zainspirowany artykułem Joanny Olekszyk , rozmową z Jackiem Walkiewiczem, w numerze „Sensu” 07/2014

zdjęcie: Janine Niepce, Rully France 1952

Dodaj komentarz