Wiem, że to dopiero sierpień, ale ten miesiąc to dla mnie jest jak zwiastun jesieni. Nie można upić się w nocy na dworze i nie zamarznąć , niestety. Gorące lato jeszcze daje się we znaki, przypomina o sobie śmierdzącym ciałem, zaduszonymi autobusami i marketami i okropnym bólem głowy od słońca. Nie cierpię. Za to jesień kocham. To moja najukochańsza pora roku. I to nawet nie chodzi o tą wczesną, złotą jesień, kiedy to jeszcze cienkie sweterki wystarczą. Nie… ja kocham jesień pełną szarości, chmur, deszczu i burz! Bez żadnych pretensji ze strony ekstrawertyków, że trzeba wyjść z domu. Fuck yeah. Więc tak sobie marzę i w oczekiwaniu na jesień, przygotowuję sobie swoją szafę marzeń….
1. Parka. Muszę mieć, jak nie znajdę takiej idealnej zgniło-zielonej , za dupę, ze sznurkiem i z kapturem, będę płakać. Mieszkając w Antwerpii, pora się przyzwyczaić , że tu często pada deszcz. Jupi!
2. Mokasyny. Najlepiej skórzane, brązowe, zamszowymi też nie pogardzę. Marzę o nim, śnię, że jestem zamknięta w sklepie z mokasynami i , że wszystkie mogę wziąć za darmo. Boże, że też karzesz mi się obudzić…
takie tam Tod’sy za 445€
3. Spódnica ołówkowa. Czarna lub szara. W połączeniu z luźna bluzką, skórzaną kurtką, bądź obszernym swetrem , stworzyłaby idealny zestaw. I do tego, na cieplejsze dni, sandały na obcasie…
3. O, właśnie takie. Wiem, że to może propozycja bardziej na lato, ale ja nie dbam o swoje stopy i pozwalam, aby zamarzały na piękny śliwkowy kolor.
takie cudeńka, możecie sobie kupić w New Look’u,
4. Ogromny sweter. W H&M mają ciekawy, w nowej kolekcji. Sweter, jako sukienka, bo do połowy łydki. Niestety, nie mogę go znaleźc, więc wstawiam zdjęcie jakiegoś tam oversize’a.
5. Skórzane półbuty. Ło mamuniu, toć to najlepsze co może być na jesień, pasuje do wszystkiego. Do swetra do kostek, do obcisłych spodni, do koszuli, do koszuli, do kurtki, do sukienki, do spódnicy. Moje życie byłoby kompletne.. ja mam takie mamine, ale się boję , że do jesieni nic z nich nie zostanie.
6.skórzana listonoszka = ogromny wydatek. Rzędu ok 100€, ale ! Jaka inwestycja. Na lata. Jako kobieta, która musi mieć przy sobie wszystko, czyt. gumy( do żucia, już ja wiem co sobie myślisz…), szczotkę, dezodorantx3, perfum, sweter, kosmetyki, coś do picia, coś do jedzenia, coś aby odświeżyć oddech po jedzeniu, coś do czytania , coś do nauki języka, jednego, drugiego, trzeciego… potrzebuję naprawdę dużej torby. Listonoszka to spełnienie marzeń. Plus, idealna na uczelnię, czy do szkoły.
7. Kalosze. Tak jak powiedziałam, w Antwerpii pogoda kapryśna jak w Londynie. Ciągle mokro. Kalosze są wrecz niezbędne, i nie mówie o hunterach, bo nie chcę żeby mi aż tak portfel zelżał. Jednak, gdyby ktoś chciał być dobry, to takie Hunterki zwykłe mi się marzą… Wiesz, jest znaczek, jest szpan, tak jak kiedyś converse.
8. koszule. Kocham, kocham, kocham. Wszystko co jest luźne, wszystkie oversaize’owe rzeczy, a przede wszystkim koszule.
9. Marynarka. No, bo przecież na randkę nie ubiorę parki. Na spotkanie biznesowe, którego nigdy nie miałam i mieć raczej nie będę tez. Więc się przydaje, no nie ?
10. Spodnie boyfriend’y. Byłabym takim hardcorem, że założyłabym je do swetra po dziadku, rozmiar XXXL. Musze przyznać, że w niczym się tak nie czuję, jak w rzeczach dla grubasów.
I w sumie, z tych 10 rzeczy mogłabym robić sobie stroje na co dzień. Opłaca się?